„Milczenie cezu” Teodozji Zariwnej

Towarzystwo Galeria Literacka ma przyjemność zaprezentować najnowszą książkę wydaną w serii przekładów „Słowa/granice” – „Milczenie cezu” ukraińskiej pisarki Teodozji Zariwnej.

To już kolejna książka wydana dzięki wsparciu Ukraińskiego Instytutu Książki i w mistrzowskim tłumaczeniu Bohdana Zadury. Dziś prezentujemy kilka fragmentów opatrzonych posłowiem Barbary Strzelbickiej, a 12 listopada 2024 roku zapraszamy do Ratusza na spotkanie z autorką

 

Fragment I

Jakże się jej chciało wygadać! To, że gadała z kotem i wilkiem, z trawą i pszczołą, nie mogło wystarczyć i nie mogło zastąpić rozmowy z człowiekiem. Wychodziło na to, że człowiek dla człowieka – to niezastąpiona rzecz, coś takiego jak Bóg, ale Bóg w żywym ciele. Bo prawdziwy Bóg – jest niewidzialny, bezcielesny. Mówisz do Niego i jakbyś rzucała słowa w niebieską przepaść – nikt nie odpowie. Jak wiele czasu przesiedziała nad rzeką czy przechodziła drogą z Pawliną. O czym to one wtedy nie rozmawiały – już nawet nie pamięta tych rozmów, ale coś takiego lekkiego i słodkiego jak miękkie światło zachodzącego słońca leciało za nimi na zmianę z całym tabunem komarów latem czy trzaskającym mrozem zimą, z jakimś psem na dodatek albo i dwoma, których zawsze bardzo się bały. A może to nawet wilki wlokły się za nimi wieczorami, kiedy długo po północy odprowadzały jedna drugą, to Pawlina ją, to ona Pawlinę. „Paw sobie chodzi – pióreczko roni” – z jakim radosnym przesłaniem śpiewała na Boże Narodzenie pod oknami Pawliny. A potem – rozrzuciło je życie. Pawlina ma czwórkę dzieci, mąż niby nie pijak, ale kiedy wypił, chowała twarz w kraciastą chustę – zaczęła unikać spotkań, już wtedy nie miała do nich głowy. Każda miała swoje kłopoty i szkoda, że wstydziły się swoich nieszczęść, myśli, można byłoby popłakać – od razu by ulżyło. Jak widzi Pawlinę – dwa warkocze ciasno splecione, ułożone z tyłu głowy w zmyślne koło, koniuszki na węzełek pozawiązywane, żeby się nie rozplotły, biała spódnica wyhaftowana niebieściutkim (lubiła Pawlina igłę z nitką, aż się trzęsła, tak lubiła wyszywać, szkoda, że dojrzałe życie nie daje czasu na to, co kochasz), dziany sweter, jeszcze po matce, i czerwone szklane koraliki na sznurku wokół cienkiej i białej szyi. Ten naszyjnik tak do niej pasował, tak bardzo go kochała, że nawet na starość nie zdejmowała go z szyi, jakby to był kod lub znak rozpoznawczy: „Oto jestem, tak, tak, jestem Pawlina i nic się we mnie nie zmieniło. Po prostu trochę zużyłam swoje ciało, zaczęło nie bardzo mnie się słuchać, rozpełzło się na boki, ale te korale – świadczą o mnie i nigdy ich nie zdejmę, jakby ktoś zawarł w nich moją duszę”.

Teodozja Zariwna, Milczenie cezu

***

Nie tylko historii – w wymiarze indywidualnym i narodowym – poświęcona jest powieść. Ważnym bohaterem książki jest język oraz jego rola w tworzeniu więzi. Teodozja Zariwna wie, że język stanowi rzeczywistość wielowymiarową, ale zwraca uwagę na jego aspekt komunikacyjny, a zwłaszcza na rolę w tworzeniu międzyludzkich relacji. Jednocześnie pokazuje, że ekspresja werbalna jest wielką ludzką potrzebą, że jeśli nie ma w pobliżu drugiego człowieka, Innego, to partnera do rozmowy szuka się w lustrze, w radiu, w roślinach, zwierzętach, rzeczach, jednak to tylko półśrodki. Inny wcale nie musi być przyjacielem – wystarczy, że jest i że można do niego mówić. Brak możliwości porozumiewania się za pomocą języka skazuje człowieka na samotność. O tym, że język nas konstytuuje, mówi gość Charyty, Marko, opowiadający emigracyjną historię swojej rodziny, gdy przybysze, aby zdobyć przepustkę do lepszego świata i lepszego życia dla swoich dzieci i wnuków, stawiali właśnie na naukę języka.
Barbara Strzelbicka, Zapiski redaktorki

Fragment II

DWA ŻYCIA można by już było z jej lat złożyć dla tych, którym by się nie poszczęściło żyć zbyt długo, ale zrobić przez takie dwa życia można by było głównie najważniejsze – i zbudować dom, i zasadzić sad, i urodzić dzieci, i wychować je do bezpiecznego wieku, żeby nie bać się ich zostawiać. Czasem myślała o tym nad lustrem wody – na taki luksus pozwalała sobie rzadko, tu mając usprawiedliwienie wobec tych, którzy byli dwa razy młodsi czy odeszli z tego świata niesprawiedliwie wcześnie, a swoją długowieczność tłumaczyła brakiem szczęścia. Ktoś z nich: Pan Bóg, Anioł Stróż czy mateczka Dola przepuścili ją przez cienkie, niewyrobione ciężką pracą palce jak piasek czy wodę, a teraz nie naprawisz. Musisz dodać chociaż trochę tego, co im tam jeszcze dla niej zostało – parę lat. A czasem, kiedy wiara w tę Wielką Trójcę słabła, myślała, że to właśnie samotność przedłużyła jej życie – nikt nie klął i nie walił ciężko rozgoryczoną nieszczęściami czy nadmiarem alkoholu ręką, nie płakała nad losem córek czy synów, nie spała po kilka godzin, kiedy rodzina chciała jeść i pić każdego dnia i w każdej chwili – żyła rozważnie, jednakowo, monotonnie, dawno o nic się zbyt nie martwiła, dlatego zwyczajnie pomagała wszystkim trzem siłom wyższym w zachowaniu swojego podstarzałego ciała i ta wspólna sprawa praktycznie im wyszła.

Teodozja Zariwna, Milczenie cezu

***

Jest to także opowieść o starzeniu się i o przemijaniu. Wydarzenia, które wspomina Charyta, nie są ukazane chronologicznie, lecz zgodnie z biegiem myśli bohaterki. Ta stara kobieta wiele przeżyła, sama mówi, że swoimi doświadczeniami mogłaby obdzielić kilka osób. Widzi, jak odchodzi świat, który zna, jak znikają ludzie, umierają, rozpraszają się po świecie, jak domy popadają w ruinę, jak pryskają marzenia, wyrodnieją idee, upadają autorytety. Tylko przyroda się odradza i zagarnia wszystko, co opuścił człowiek, zarastają drogi i pola i aby je ocalić, wydrzeć przyrodzie, trzeba wielkiej i systematycznej pracy. Bohaterka chce żyć w świecie, który zna i który jest jej bliski, dlatego stara się ocalić pamiątki, dba o cmentarz, żeby groby nie zarosły zielskiem, żeby się nie zapadły.

Barbara Strzelbicka, Zapiski redaktorki

Fragment III

Jakiw poniósł wtedy woreczek z ziarnem gdzieś w głęboką noc, nie było go dobrą dobę i znowu żona nie spytała, gdzie się podziewał i co robił – przyszedł – i to już szczęście.
Po omacku wyszedł ze wsi, omijając nawet pole widzenia psów, noc otworzyła się jak otchłań, ołowiano ciężka i nieprzenikliwa. I odszedł Jakiw po omacku kilka kilometrów od wsi, gdzie stał w strasznych zaroślach, praktycznie to w lesie, stary cmentarz, na którym od dawna nie było już pomników ani krzyży, może gdzieniegdzie kamienne figury leżały na ziemi twarzami do góry, rzucone przez czas, który wyrównał zieloną trawą nawet mogiłki, tylko pagórki niekiedy wypiętrzały się na dużych skrawkach nagiej ziemi, która już czekała draśnięta pługiem, właśnie z nim przekradał się w zeszłym tygodniu przez las, objechawszy dla pewności ryzykownego eksperymentu kilka kilometrów chromym konikiem, którego z uwagi na widoczne kalectwo nie zabrali do kołchozu. Wtedy orał tę trawę, kuśtykając z pagórka na pagórek jak i jego ułomny pomocnik, prawie cały pochmurny wieczór aż do samiutkiego zmroku, teraz miał już wzruszony i gotowy jak drogie znalezisko grunt.
Siał, zasłonięty dookolnymi drzewami, a że noga ludzka całymi latami tutaj nie stąpała, bo i co tu miała robić, głęboko pod ziemią leżeli tacy dawni przodkowie, że kontaktu z nimi nie było żadnego ani dla żywych, ani dla kruchej ludzkiej pamięci, może tylko najstarsze groby większego wiejskiego cmentarza mogły wiedzieć, kto tam leży pośród lasu pod przypadkowymi nogami. Wtedy przysypał motyką, rozdrabniając grudki i chowając pod nimi ziarno, żeby głodne ptactwo nie szukało sobie pożywienia i nie zabierało siewcy jedynej nadziei na życie wśród wielkiej katastrofy, która sunęła na ich wieś ze wszystkich stron bolszewickiej władzy, której wszystkiego było mało, a musi być więcej i więcej, dlatego właśnie bolszewickiej.

Teodozja Zariwna, Milczenie cezu

***

Charyta, główna bohaterka powieści, jest świadkiem dramatycznej historii Ukrainy – zgodnie z frazą Tarasa Szewczenki: „Historia mojego życia jest częścią historii mojej ojczyzny”. Była dzieckiem podczas Wielkiego Głodu, sterowanej przez władze Związku Sowieckiego akcji, służącej zastraszeniu, podporządkowaniu sobie i wygubieniu Ukraińców. Obserwowała przymusową kolektywizację, a potem ścieranie się dwóch totalitaryzmów – sowieckiego i hitlerowskiego – podczas drugiej wojny światowej.

Barbara Strzelbicka, Zapiski redaktorki

Fragment IV

Pięć długich lat wojny zrobiło z niej starą pannę, tak szybko smarkate i kościste od wiecznego niedojadania dziewczyniska powyrastały na ładne rywalki, które kręciły spódnicami na tańcach, obejmując za talię jedna drugą albo i chłopaków, że jej wstyd było myśleć o miłości, tym bardziej że i tak nie było nikogo na milę dookoła – prawie wszyscy przepadli na wojnie. Trochę wróciło porąbanych i pociętych, mieli legalne żony, a garstka całych i wolnych rozhulała się z dziewczętami i młódkami, nie trzeźwiejąc od samogonu wypitego w takiej ilości, że nie wiedzieli już, jak się mają cenić, od czasu do czasu chwytając się za bary – nerwy, które im naruszyła wojna, mimo wszystko nie wracały na miejsce od śpiewu słowików ani od świeżego mleka, ani od ciepłej rzecznej wody, ani od kobiecych objęć, ani od ciężkiej nocnej ciszy za oknem.
Charyta dawno pogodziła się ze wszystkim i też, jeszcze nie pozbywszy się lęku, że w każdej chwili mogą ją wywieźć, rozstrzelać czy spalić, nie mogła ani się wyspać, ani wygadać, ani wymilczeć. Wojna się jej śniła i nie wycofywała się z niej samej, co bardzo wyczerpywało. Kiedyś w środku nocy obudziła ją strzelanina. Ale czy serie z automatu przyśniły się jej, czy były naprawdę – i tak nie wiedziała, bo na dworze zalegała ciężka i ciągnąca się nieprzejrzana cisza.

Teodozja Zariwna, Milczenie cezu

***

Historia została opowiedziana z perspektywy indywidualnej, ale też kobiecej, gdy skutki wydarzeń oceniane są nie na podstawie ich wpływu na sytuację międzynarodową, losy kraju czy grupy społecznej i nie na podstawie ilości medali za waleczność, jak robią to tzw. wielkie narracje, ale według ilości grobów, nieodwracalnych następstw widzianego i czynionego okrucieństwa, pijaństwa mężczyzn wracających z frontu, szkód w gospodarstwach, nieobsianego pola. Bohaterka stworzona przez Teodozję Zariwną jest wiarygodnym świadkiem tych wydarzeń, motywy jej działania są zrozumiałe, a trzecioosobowa narracja jest niezwykle spójna z dialogami, których notabene, ze względu na osamotnienie bohaterki, jest niewiele. Warto dodać, że narracja często ma formę monologu wewnętrznego bohaterki, kołchoźnicy, prostej kobiety, obdarzonej wielką wyobraźnią i wrażliwością.

Barbara Strzelbicka, Zapiski redaktorki

Fragment V

Kiedyś jej się wydawało, że wróciwszy, będzie nadal wiodła życie, jakie przeżyła tutaj za młodu. Drogie i niezapomniane. A faktycznie wyszło całkiem inne, nieznane i obce, wypełnione głupią robotą, wojną z drzewami i chwastami, zwierzętami i ciszą. Cisza uciskała głowę, bębenki uszne i była czasem nie do zniesienia.
Jedyna żywa ludzka dusza mieszkała w lustrze, zimnym, podstępnym, niesytym, które wchłaniało w siebie absolutnie wszystko. Charycie wydawało się, że tam, w głębi czarodziejskiego szkła, przyczaiły się wszystkie te odbicia, które trafiały w nie w ciągu jego istnienia, lustro połykało je i odprawiało gdzieś w zasoby swojego srebrno-ołowianego lśnienia, gdzieś w głąb dziwnych korytarzy, które widać było spoza jej ramion i wydawało się, że wszystkie te drogie i bliskie oblicza nawet wyglądają z dalekich zakamarków odbicia jak z „magicznej”, jak mówiła jej babka, skrzyni, tyle tylko, że jakby nie poddają się oku, nie da się uchwycić ich rysów, tak jakby błysnęło coś w głębinie za plecami i znikło, ale czy starcze oczy mogą pochwycić taki niewielki i szybki ruch. Lustro miało duszę, potrafiło coś tak nieprawdopodobnego – pomnażało Charytę na dwie, tłumaczyło ludzką obecność, obserwowało jej zmiany i aby żadna nie przeszła niezauważona, meldowało o nich natychmiast i pilnie. Reagowało jak najlepszy towarzysz i było tak dokładne, jak najbardziej utalentowany rachmistrz. Było obdarzone słodkim darem przysyłania przyjaciela, współrozmówcy, bodaj nieprawdziwego, podwojonego, ale jednak kogoś. Czasami Charyta bala się w nie spoglądać, żeby nie zobaczyć tam czegoś całkiem innego, tego, co kroczy w ślad za nią, a może czegoś znanego, ale niespodziewanego, złego i niepomyślnego – znaku, bez którego żyło się jej lżej, bo nie wiedziała, czy wytrzyma jeszcze jakiś dodatkowy ciężar wiedzy o świecie, w którym się znalazła. Czasem chciało się jej wynieść to lustro do komory i odwrócić twarzą do ściany, jak odwracała portrety wszystkich tych moskiewskich czy kijowskich panów, którzy przygotowali dla niej i jej wsi taką szczęśliwą i przez wiele lat obiecywaną przyszłość. I wtedy zrobiłoby się jej trochę lżej, ale wiedziała, że wystarczy stanąć przed okiennymi szybami i efekt się powtórzy – nie taki ostry i wyraźny, ale w szybie też zdoła coś o sobie wyczytać. W zapasie miała jeszcze wodę. I jeśli szyby i lustra można zlikwidować, to wody nikt nigdy nie zniszczy, i możliwość zobaczenia kogoś, czyj oddech czuje na plecach, zawsze pozostanie.

Teodozja Zariwna, Milczenie cezu

***

Nie tylko historii – w wymiarze indywidualnym i narodowym – poświęcona jest powieść. Ważnym bohaterem książki jest język oraz jego rola w tworzeniu więzi. Teodozja Zariwna wie, że język stanowi rzeczywistość wielowymiarową, ale zwraca uwagę na jego aspekt komunikacyjny, a zwłaszcza na rolę w tworzeniu międzyludzkich relacji. Jednocześnie pokazuje, że ekspresja werbalna jest wielką ludzką potrzebą, że jeśli nie ma w pobliżu drugiego człowieka, Innego, to partnera do rozmowy szuka się w lustrze, w radiu, w roślinach, zwierzętach, rzeczach, jednak to tylko półśrodki. Inny wcale nie musi być przyjacielem – wystarczy, że jest i że można do niego mówić. Brak możliwości porozumiewania się za pomocą języka skazuje człowieka na samotność.

Barbara Strzelbicka, Zapiski redaktorki

 

 

Zariwna

Тeodozja Zariwna

ukraińska poetka, powieściopisarka, dziennikarka, teatrolożka. Ukończyła Państwowy Uniwersytet im. Iwana Franki we Lwowie i Kijowski Instytut Sztuk Teatralnych im. I.K. Karpenki-Karego. Jest redaktorką naczelną czasopisma „Kijów”. Autorka siedmiu zbiorów poezji, pięciu powieści, kilku sztuk teatralnych i filmów dokumentalnych. Prezenterka programów literackich i kulturalnych w telewizji ukraińskiej. Laureatka wielu nagród literackich. Przekłada z angielskiego (Arthur Miller, All My Sons; Brian Friel, Dancing at Lughnasa, Translations, Donald Churchill, The Decorator), polskiego (Wiesław Myśliwski, Requiem dla gospodyni), opublikowała po ukraińsku wiersze ponad 40 wspόłczesnych polskich poetόw. Jej utwory są tłumaczone na język angielski, niemiecki, portugalski, polski, hiszpański, włoski, grecki, macedoński, bułgarski, rumuński i czeski. Była uczestniczką kilku Międzynarodowych Listopadów Poetyckich i Międzynarodowych Konferencji Poetyckich w Poznaniu, a także literackich spotkań w Biszkeku, Kiszyniowie, Wilnie, Sofii, Pradze, Ołomuńcu, Brnie, Xichang. Wiersze i opowiadania publikowała w czasopismach: „Odra”, „ReWiry”, „Metafora”, „Lublin”, „Znad Wilii”, „Krytyka Literacka”, „Protokół Kulturalny”, „Dziennik Polski”, „Akcent”, „Wielkopolski Widnokrąg”, w Częstochowskim Magazynie Literackim „Galeria” i innych. Tomy jej wierszy opublikowano w Rio de Janeiro (2016) i w Poznaniu (2022).

 

Zadura

Bohdan Zadura

poeta, prozaik, krytyk literacki, tłumacz. Urodził się w 1945 roku w Puławach. Autor ponad dwudziestu tomów poetyckich: od debiutanckiego W krajobrazie z amfor (1968) po najnowsze Płyn Lugola (2020), Sekcja zabójstw (2020), Puste trybuny (2021), powieści, zbiorów opowiadań i książek krytycznoliterackich. Przez 25 lat współredagował kwartalnik „Akcent”, w latach 2004–2020 był redaktorem naczelnym miesięcznika „Twórczość”. Współzałożyciel i wiceprezes Wschodniej Fundacji Kultury „Akcent”. Przetłumaczył z języka ukraińskiego książki m.in. Dmytra Pawłyczki, Jurija Andruchowycza, Serhija Żadana, Andrija Bondara, Wasyla Machny, Ostapa Sływynskiego, Natałki Biłocerkiweć, Andrija Lubki, Hałyny Kruk, Dzwinki Matijasz, Wołodymyra Jaworskiego, Jurija Wynnyczuka, Andrija Kurkowa, Natalki Śniadanko, Oresty Osijczuk, Iryny Ciłyk, Ołeksandra Kłymenki, Kateryny Babkiny, ogłosił antologie Wiersze zawsze są wolne (2004, 2009) oraz 100 wolnych wierszy z Ukrainy (2022). Opublikował też liczne przekłady poezji i prozy z języków: angielskiego, węgierskiego i białoruskiego (ostatnio wiersze Uładzimiera Arłoua Na brzegu innego czasu i Julii Cimafiejewej Autoportret w postaci pestki awokado).
Laureat wielu nagród, w tym węgierskiej Nagrody im. Gábora Bethlena (2013), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Hryhorija Skoworody (2014), Nagrody im. C.K. Norwida (2015), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius” za całokształt twórczości (2018), Nagrody Translatorskiej Drahomán Prize (2022). Uhonorowany m. in. Krzyżem Rycerskim Orderu Republiki Węgierskiej (2001), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2005), Złotym Medalem Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2015).
Towarzystwo Galeria Literacka wydało następujące książki w tłumaczeniu Bohdana Zadury: Wasyl Słapczuk, Kropka w środku (2018), Wołodymyr Jaworski-Woldmur, Półsenne kartki z Diamentowego Cesarstwa i Królestwa Ziemi Północnej. Epopeja (2021), Wasyl Machno, Wiersze jerozolimskie oraz 16 innych wierszy (2022), Roman Małynowski, Słodkie życie (2023), Iryna Ciłyk, Głębia ostrości i inne wiersze (2023).